[bez tytułu] No bo co mam pisać? -jest...
13.20 -na przystanku wprost śpiewałam ze szczęścia -na na na ... święta, wreszcie święta... A teraz? Tęsknie. Nie wiem jak wytrzymam ten czas, gdy nie będę wśród ludzi. -17 dni.
W domu i tak nie mam do kogo sie odzywać. Wogóle oni są wszyscy dziwni. Tata -pochłonięty remontem. Mama- -->boshe zostawisz mikrusiowy pyłek na blacie... i już wrzaski. Siostra? -też się czepia ale mniej, tyle, że jej w domu nie ma, ciągle gdzieś wybywa. Brat - wyjechał... ='( Kurcze nie ma z kim pogadać, tylko od czasu do czasu biorę kota na ręce i gadam z nim, dziwne -fakt. Ale co mam robić?
Życie jest może i piękne ale to zależy od danego dnia... dziś nie mogę powiedzieć, że było dobrze. W szkole massacra -pr. kl. z fizyki [bez komentarza], potem musiałam oddać coś co stanowiło TAK NA PRAWDĘ część mojego życia. Tak kochani rodzice pozbawiliście mnie tego, tak bardzo jestm wam wdzięczna. Zabiliście to dzięki czemu normalnie funkcjonowałam. O 16.00 ruszyłam... załatwiłam sprawę, wyszłam i... poryczłam się. Tak dawno nie płakałam. Idę przed siebie, łzy lecą mi ciurkiem, tusz rozmazany... nie wiedziałam co mam ze soba zrobić. Tak szczerze to nadal nie wiem. Mam nadzieję, że uzgodnie sama ze sobą niektóre sprawy, tak mi ciężko... Jedna BARDZO WAŻNA częśc mojego życia -zmarła. Wiem, że już nie wróci. Odeszła bezpowrotnie... Źle mi =,(