Jesteś wszędzie... niby.
Po oazie.
Niby wszystko okej.
Z rodzicami staram się nie kłucić.
Wychodzi... - ale tylko czasem.
Dziś byłam w kościele. Pół mszy przeryczałam. Sama nie wiem dlaczego...
To już nie to samo co na oazie. Nie pasuje mi ten klimat.
Nie mogę w moim kościele... nie mogę tu... znaleźć Boga. A przecież On jest wszędzie.
Tylko dlaczego mi jest tak ciężko Go dostrzec?
Boże! Widzisz mnie?! To wyciągnij do mnie rękę...
Gorzej jeśli Ty ją wyciągasz a ja jej nie widzę...
Trochę się zagubiłam w tym pooazowym entuzjazmie.
Nie wiem co mam robić.
Myślałam, że będzie prosto... ale nie jest.
W tym miesiącu czeka mnie jeszcze tyle spraw...
-wyjazd do Krakowa... -muszę obiec pomnik Mickiewicza 3 razy... może zdam maturę?
-rocznica ślubu rodziców
-muszę wyprawić urodziny... swoje :/
-i chyba pojadę na "Pokój i Dobro" do Zielonej Góry...
Nie wiem... zobaczy się...
Dodaj komentarz